Libański Hezbollah twierdzi, że wystrzelił ponad 200 rakiet i dronów w kierunku izraelskich pozycji wojskowych w odpowiedzi na atak, w którym zginął wysoki rangą dowódca tej zbrojnej organizacji.
Źródło w Hezbollahu potwierdziło, że czwartkowy ostrzał stacji Al-Dżazira – drugi poważny atak w ciągu dwóch dni – miał być odwetem za zabicie Muhammada Nimaha Nassera w południowym Libanie dzień wcześniej.
Nasser, znany również jako „Hajj Abu Nimah”, był trzecim wysokim rangą urzędnikiem zabitym w prawie dziewięciu miesiącach walk transgranicznych, które wybuchły po rozpoczęciu przez Izrael wojny w Gazie. Jego śmierć skłoniła Hezbollah do wystrzelenia ponad 100 rakiet w kierunku Izraela w środę.
Czwartkowy atak był jednym z największych jak dotąd na granicy libańsko-izraelskiej. Napięcie gwałtownie wzrosło, a grupa wysłała eksplodujące drony na kilka baz wojskowych w północnym Izraelu i na okupowane Wzgórza Golan w Syrii.
Izraelskie wojsko poinformowało, że jego siły „atakowały stanowiska startowe w południowym Libanie” po tym, jak „liczne pociski i podejrzane cele powietrzne przeleciały z Libanu na terytorium Izraela”, z których większość została przechwycona.
W komunikacie podano, że „po atakach w wielu rejonach północnego Izraela wybuchły pożary”.
Izraelskie media podały, że pojazd z izraelskimi żołnierzami w środku został trafiony pociskiem. Podobno doszło do dwóch bezpośrednich uderzeń w dwa budynki, jeden w Acre i drugi na północ od miasta. Pogotowie ratunkowe Magen David Adom poinformowało, że dwie kobiety zostały przewiezione do szpitala w północnym Izraelu z lekkimi obrażeniami.
Według wojska, w ciągu 90 minut ogłoszono siedemnaście alarmów w różnych częściach regionu północnego, od Naharijji na zachodzie po Wzgórza Golan na wschodzie.
Rosną obawy przed wojną
Nasilenie walk i ostra retoryka między Hezbollahem a przedstawicielami Izraela zmusiły mediatorów ze Stanów Zjednoczonych, Europy i państw arabskich do podjęcia działań mających na celu zapobieżenie szerszemu konfliktowi w regionie.
Hezbollah twierdzi, że atakuje Izrael w ramach solidarności z palestyńską grupą zbrojną Hamas, która 7 października zaatakowała południowy Izrael, zabijając co najmniej 1139 osób i biorąc do niewoli około 250 innych.
W odpowiedzi Izrael rozpoczął bezprecedensowy atak na Gazę, w wyniku którego zginęło ponad 38 000 osób – głównie dzieci i kobiet – a około dwóch milionów zostało przymusowo przesiedlonych wielokrotnie, a od dawna oblegana nadmorska enklawa została spustoszona.
Teraz, gdy napięcia z Hezbollahem rosną, izraelscy urzędnicy twierdzą, że mogą wypowiedzieć wojnę Libanowi, jeśli próby znalezienia dyplomatycznego rozwiązania sprawy się nie powiodą.
Szacunki sugerują, że starcia graniczne do tej pory zabiły co najmniej 496 osób w Libanie, głównie bojowników, ale także 95 cywilów. Władze Izraela twierdzą, że zginęło co najmniej 15 żołnierzy i 11 cywilów.
Rami Khouri, analityk polityczny z Amerykańskiego Uniwersytetu w Bejrucie, powiedział, że podczas gdy premier Izraela Benjamin Netanjahu nadal bije w bębny wojny z Hezbollahem, jego armia nie jest przygotowana na drugi front.
„Netanyahu, szczególnie, ciągle powtarza, że zaatakujemy Liban. Zniszczymy Hezbollah. Ale oni nie mają możliwości, aby to zrobić, póki wciąż toczą wojnę w Gazie” – powiedział Khouri dla Al Jazeery.
Zasugerował, że zawieszenie broni w Gazie jest najlepszym możliwym scenariuszem dla Izraela. „Hezbollah wielokrotnie mówił: ‘Przestaniemy atakować Izrael, jeśli Izrael przestanie atakować Gazę’”.
Stéphane Dujarric, rzecznik szefa ONZ Antonio Guterresa, powiedział w środę, że jest „bardzo zaniepokojony eskalacją wymiany ognia” między Hezbollahem a Izraelem.
Ostrzegł przed potencjalnymi zagrożeniami dla całego regionu, gdyby znalazł się on w „pełnowymiarowym konflikcie”.