Jakie znaczenie dla amerykańskiej polityki zagranicznej może mieć orzeczenie Sądu Najwyższego w sprawie immunitetu? – SofolFreelancer


Decyzja Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych o rozszerzeniu immunitetu prezydenckiego wywołała zaniepokojenie wśród ekspertów prawnych, którzy obawiają się, że konsekwencje tej decyzji mogą wykroczyć poza granice kraju.

W poniedziałek konserwatywna większość w sądzie orzekła, że ​​wszelkie „oficjalne działania” podejmowane przez prezydenta — nawet wykraczające poza „podstawowe funkcje konstytucyjne” urzędu — będą objęte „domniemaną immunitetem” przed ściganiem.

Jednak w USA prezydent pełni również funkcję zwierzchnika sił zbrojnych, a eksperci twierdzą, że poniedziałkowa decyzja może jeszcze bardziej wzmocnić kulturę bezkarności za działania podejmowane za granicą.

Samuel Moyn, profesor prawa i historii na Uniwersytecie Yale’a, powiedział, że decyzja ta podważa nieliczne jeszcze bariery, jakie pozostały do ​​dyspozycji USA w polityce zagranicznej.

Kongres USA już teraz daje prezydentom szerokie pole manewru w podejmowaniu działań za granicą, a kraj odmawia uznania autorytetu takich organów jak Międzynarodowy Trybunał Karny (MTK).

„Wśród elit konserwatywnych i liberalnych panował już szeroki konsensus co do tego, że prezydent USA nigdy nie powinien być ograniczany przez sądy międzynarodowe poza granicami kraju” – powiedział Moyn w wywiadzie dla Al Jazeery.

„To, co jest niezwykłe w poniedziałkowym orzeczeniu, to fakt, że wydaje się ono przyjmować takie podejście i je importować — stosować je w sądach zarówno w kraju, jak i za granicą”.

Były prezydent Donald Trump szeroko powoływał się na immunitet prezydencki, gdy stawał w obliczu aktów oskarżenia w sprawach karnych [File: Julia Nikhinson/AP Photo]

Potężna tarcza

Orzeczenie zapadło po tym, jak były prezydent Donald Trump wysunął daleko idące roszczenia do immunitetu prezydenckiego, próbując uniknąć czterech odrębnych aktów oskarżenia w sprawach karnych przed sądami amerykańskimi.

„Trump twierdzi, że immunitet jest znacznie szerszy niż ograniczony, który uznaliśmy” – wyjaśniła większość sędziów w swojej opinii.

Sąd uznał jednak, że każdy akt uznany za „oficjalną” część urzędu prezydenta może być chroniony przed zarzutami karnymi.

Ale nawet sąd uznał, że może to zapowiadać władzę wykonawczą na poziomie „króla” z niewieloma ograniczeniami karnymi. Polityka zagraniczna była jednym z obszarów, na które zwrócili uwagę sędziowie wyrażający sprzeciw.

„Od dziś jutrzejsi prezydenci będą mogli swobodnie korzystać z uprawnień Naczelnego Dowódcy, uprawnień w zakresie spraw zagranicznych i wszystkich szerokich uprawnień w zakresie egzekwowania prawa zapisanych w [the US Constitution] „jak im się podoba — w tym w sposób, który Kongres uznał za przestępczy” — napisała sędzia Sonia Sotomayor w swoim odrębnym zdaniu.

Już w latach 80. Sąd Najwyższy ustanowił precedens prawny, który dawał prezydentom „absolutny immunitet” od odszkodowań cywilnych za ich działania w trakcie urzędowania.

Uniemożliwiło to działaniom prezydenta przestrzeganie takich przepisów jak Alien Tort Statute, który pozwala obcokrajowcom dochodzić praw człowieka przed amerykańskimi sądami cywilnymi.

Grupowe zdjęcie sędziów Sądu Najwyższego USA.
Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych ma konserwatywną większość sześciu do trzech [J Scott Applewhite/AP Photo]

Ewoluująca kadra kierownicza

Jednak eksperci twierdzą, że poniedziałkowa decyzja wpisuje się w tendencję przyznawania władzy wykonawczej coraz większych uprawnień w sprawach zagranicznych.

Zgodnie z Konstytucją Stanów Zjednoczonych prezydent i Kongres dzielą się władzą kształtowania polityki zagranicznej. Jednak władza ustawodawcza ustąpiła miejsca prezydentowi, szczególnie w okresach nadzwyczajnych, takich jak zimna wojna i ataki na 11 września 2001.

Choć trudno wskazać konkretny moment, w którym Biały Dom skupił całą władzę nad sprawami zagranicznymi, konflikty zagraniczne przyczyniły się do wzmocnienia tego, co niektórzy krytycy nazywają „imperialną prezydenturą”.

Termin ten, ukuty w 1973 r., opisuje panujące wśród niektórych historyków przekonanie, że prezydentura USA przekroczyła uprawnienia zagwarantowane w konstytucji, szczególnie jeśli chodzi o działania zagraniczne, takie jak prowadzenie wojny.

Konstytucja Stanów Zjednoczonych daje Kongresowi wyłączne prawo do wypowiadania wojny, ale ostatni raz oficjalnie uczynił to podczas II wojny światowej.

Tymczasem zimna wojna spowodowała, że ​​coraz większa liczba organów obronnych i wywiadowczych zaczęła kształtować się pod kontrolą wykonawczą. W tym okresie powstały takie instytucje jak Centralna Agencja Wywiadowcza (CIA) w 1947 r. i Narodowa Agencja Bezpieczeństwa w 1952 r.

Eksperci twierdzą, że te grupy obronne i wywiadowcze pomogły USA w prowadzeniu globalnej kampanii mającej na celu rozszerzenie swoich wpływów, czasami za pomocą tajnych operacji, a nawet tortur i zabójstw.

Niekiedy, po ujawnieniu nadużyć, władza ustawodawcza próbowała odzyskać wpływ na amerykańską politykę zagraniczną.

Przykładem jest początek lat 70., kiedy ośmielony Kongres zakazał prezydentowi Richardowi Nixonowi wysyłania broni do rządu Pakistanu po tym, jak na jaw wyszła kampania brutalnych represji. Podjął również działania mające na celu ograniczenie tajnych najazdów wojskowych prezydenta na Kambodżę podczas wojny w Wietnamie.

Jednak takie próby ograniczania nadzoru okazały się raczej wyjątkiem niż regułą, a prezydenci historycznie rzadko ponosili konsekwencje za działania zagraniczne, które mogłyby stanowić naruszenie prawa międzynarodowego i krajowego.

Nixon na przykład nadal wysyłał broń do Pakistanu, choć za pośrednictwem takich podmiotów jak Jordania, wbrew sankcjom Kongresu.

Richard Nixon bierze udział w bankiecie z chińskimi urzędnikami w 1972 roku.
Były prezydent Richard Nixon (środek) został skrytykowany za omijanie Kongresu USA w sprawach zagranicznych [Nixon Library handout/Reuters]

„Rządy prawa w kraju, ale nie za granicą”

Zdaniem ekspertów, takich jak Moyn, chęć kontrolowania Białego Domu przez obywateli kraju zmniejszyła się po atakach z 11 września.

Po tym, jak prezydent George W. Bush ogłosił w 2001 r. globalną „wojnę z terroryzmem”, prezydenci USA przeprowadzili operacje militarne w blisko 80 krajach.

Krytycy twierdzą, że domniemani wrogowie zostali pojmani i torturowani w imię bezpieczeństwa narodowego, m.in. w tajnych więzieniach CIA i ośrodku zatrzymań w Zatoce Guantanamo na Kubie.

Atak drona w 2014 r., w którym zginął jemeński amerykański przywódca muzułmański Anwar al-Awlaki, wywołał także niepokojące pytania o to, czy urzędujący prezydent powinien mieć prawo do wykonania wyroku śmierci na obywatelu USA bez procesu.

Jak wyjaśnił Moyn, amerykańskie sądy z reguły odmawiają zajmowania się takimi sprawami.

Stwierdził, że prezydenci w dużej mierze otrzymali „pozwolenie” na podejmowanie drastycznych działań za granicą, a rządowi doradcy prawni znaleźli kreatywne sposoby, aby nadać naruszeniom praw człowieka imprimatur zgodności z prawem.

Przykładowo prezydent Barack Obama podpisał rozporządzenie wykonawcze mające na celu zakończenie programu tortur wprowadzonego za rządów Busha.

Choć Obama przyznał, że Stany Zjednoczone „torturowały niektórych ludzi”, odmówił ścigania osób odpowiedzialnych za poprzednią administrację, wzywając kraj do „patrzenia w przyszłość, a nie wstecz”.

Stany Zjednoczone również wrogo odnosiły się do międzynarodowych wysiłków mających na celu ściganie osób popełniających przestępstwa.

Za rządów Busha Kongres posunął się tak daleko, że uchwalił ustawę zezwalającą na inwazję na Hagę, w przypadku gdyby Amerykanie zostali kiedykolwiek postawieni przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym.

„Wielu Amerykanów zaczęło uważać za normalne, że praworządność obowiązuje w kraju, a nie obowiązuje za granicą” – powiedział Moyn. „Nie można ubolewać nad erozją praworządności w kraju, kiedy kibicuje się jej zniesieniu za granicą”.

Donald Trump gestykuluje obiema rękami przy stole z doradcami w Białym Domu.
Wówczas prezydent Donald Trump przemawiał w Białym Domu w marcu 2019 r. o granicy USA-Meksyk [Jonathan Ernst/Reuters]

„Dyktator pierwszego dnia”

Niektórzy eksperci obawiają się jednak, że decyzja Sądu Najwyższego może nasilić wzorce bezkarności, które od dawna mają ugruntowaną władzę wykonawczą za granicą.

Trump, którego kandydat Republikanów na urząd prezydenta w 2024 r. jest niemal pewny, zapowiedział, że wykorzysta władzę wykonawczą, by zniszczyć swoich politycznych wrogów.

„Zgodnie z opinią Sądu, jedyną rzeczą, która powstrzyma prezydenta przed nadużyciem swojej władzy, jest jego własne poczucie powściągliwości i ludzie w organach wykonawczych, którzy mogą nie wykonywać jego poleceń” – powiedział Chris Edelson, adiunkt ds. rządów na American University i autor książki Power Without Constraint: The Post 9/11 Presidency and National Security (Władza bez ograniczeń: prezydentura po 11 września a bezpieczeństwo narodowe).

Na przykład w zeszłym roku Trump powiedział, że będzie dyktatorem, choćby pierwszego dnia urzędowania, aby „zamknąć granicę” z Meksykiem.

„Prezydenci tacy jak Bush i Obama nie byli dyktatorami. Ale gdy raz dasz niekontrolowaną władzę jednemu prezydentowi, wszyscy prezydenci będą mieli tę władzę. A w przyszłości możesz mieć prezydenta, który będzie chciał być dyktatorem” – powiedział Edelson.

„W rzeczywistości stoimy w obliczu nieuchronnej perspektywy, że potencjalny dyktator może objąć urząd, jeśli Trump wygra wybory jesienią”.

Leave a Reply