W lipcu nadeszły rozkazy ewakuacji. Mieliśmy jedną opcję – zbombardowane mieszkanie w Gazie – SofolFreelancer


Kiedy ta wojna się zaczęła, wyobrażałem sobie, że potrwa tydzień lub dwa. Przyjaciele mieszkający za granicą dzwonili, żeby sprawdzić, co u nas, a ja zapewniałem ich, że wkrótce nasze życie wróci do normy. Nie było potrzeby opuszczania naszego domu, w którym spędziliśmy 20 lat. Moja matka ma problemy z kręgosłupem i ma problemy z chodzeniem. I tak czy inaczej, wkrótce wszystko się skończy.

Każdego ranka urządzałam nasz dom w dzielnicy al-Fukhari, na wschód od Khan Younis, i przygotowywałam śniadanie dla moich rodziców. Potem czytałam Koran, napełniałam zbiorniki na wodę ręcznie i prałam ubrania. Nie było to łatwe, ale przynajmniej byliśmy w domu. To był dom, do którego przeprowadziliśmy się, gdy miałam 10 lat; rok wcześniej Izrael zniszczył nasz poprzedni dom.

Pozostanie w domu dało mi trochę spokoju ducha, ale być może bardziej niż to, bałem się go opuścić. Jako dziecko byłem wielokrotnie przesiedlany. Za każdym razem, gdy wybuchała wojna, szliśmy do budynku mojego dziadka w obozie dla uchodźców w Khan Junis. Tym razem byłem zdecydowany nie wychodzić.

Ale to było wiele miesięcy temu, a w tej wojnie nie ma innego wyboru, jak tylko przesiedlenie.

Mniejsze kroki

Na początku nasze wysiedlenia następowały małymi krokami – gdy bombardowanie stawało się zbyt głośne, a ściany naszego domu zaczynały się trząść, wychodziliśmy na noc, uciekając do Europejskiego Szpitala, oddalonego o zaledwie 10 metrów (33 stopy). Rano wracaliśmy do domu, z ulgą odkrywając, że wciąż stoi.

Potem, w grudniu, moja siostra, jej mąż i ich dwójka dzieci przyjechali do nas. Ich mieszkanie – w tym samym budynku, do którego uciekliśmy jako dzieci – zostało zbombardowane.

W miarę jak wojna trwała, a śmierć i zniszczenia rosły, perspektywa wysiedlenia stawała się coraz większa. Mimo to pocieszałem się myślą, że ten koszmar skończy się, zanim będziemy zmuszeni do ucieczki.

A potem nadszedł 1 lipca – rozkaz od armii izraelskiej o ewakuacji naszego sąsiedztwa

Poczułem, jakby ciężar góry został położony na moją pierś. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Spojrzałem na moją matkę, ale wszystko, co mogła zrobić, to się modlić.

Nie mieliśmy dokąd pójść.

Obóz dla uchodźców, do którego uciekaliśmy już tyle razy, był miejscem izraelskiej operacji lądowej między styczniem a marcem. Namioty stały pośród gruzów. Dla młodych niemal niemożliwe było przeżycie w takich warunkach. Jak poradzą sobie moi słabi, starzy rodzice?

Pozostałości domu mojej siostry

Kuchnia w mieszkaniu siostry Ruwaidy jest pokryta popiołem, który nie nadaje się do sprzątania [Screengrab/Courtesy of Ruwaida Amer]

Mieliśmy tylko jedną opcję: pozostałości domu mojej siostry. Zebraliśmy, co mogliśmy z naszego domu, wiedząc, że prawie wszystko w jej domu zostało zniszczone. Płakaliśmy, gdy odchodziliśmy – łzy z powodu tego, co zostawialiśmy i z powodu tego, co, jak się obawialiśmy, znajdziemy.

2 lipca dotarliśmy do obozu. Ale kiedy tam dotarliśmy, nie rozpoznaliśmy niczego. Ulice nie przypominały tego, co było tam wcześniej. To było tak, jakby uderzyło trzęsienie ziemi, które zburzyło budynki i pozostawiło ziemię usłaną gruzami.

W końcu znaleźliśmy budynek i weszliśmy na czwarte piętro – do mieszkania mojej siostry.

Nie ma ścian ani sufitu. Miejsca, w których powinny być ściany, pokryliśmy dużymi nylonowymi płachtami, chociaż nadal możemy zajrzeć do zniszczonej ulicy poniżej – i być widzianym z niej.

Wszystko jest spalone. Kuchnia jest pokryta popiołem, który nie znika, bez względu na to, jak bardzo ją czyścisz. Popiół zanieczyszcza wszystko i sprawia, że ​​twoje ręce stają się czarne.

Toalety zostały niemal całkowicie zniszczone. Tylko jedna nadal działa, ale nie ma drzwi, więc korzystamy z niej tak szybko, jak możemy.

W zbiornikach nie ma wody. Infrastruktura w obozie jest całkowicie zniszczona, więc nasz dzień zaczyna się o świcie, kiedy mieszkańcy budzą się wcześnie, aby zdobyć wodę od Palestyńskiego Czerwonego Półksiężyca, około kilometra (0,6 mili) od obozu. Z powodu zniszczonych ulic trudno jest ciągnąć po nich wózek. Więc musisz wziąć tylko to, co możesz unieść, chociaż to nie wystarczy na cały dzień.

Prawie nie sposób wyobrazić sobie życia wśród takiego zniszczenia. Ten budynek wydaje się tak niestabilny i ciągle boję się, że ustąpi i zawali się na moją pięcioletnią siostrzenicę i trzyletniego siostrzeńca.

W takich chwilach wydaje się, że ten obóz jest naszym przeznaczeniem – tak jak było zawsze wcześniej.

Leave a Reply