Po bitwie w Rook's Rest Rhaenyra zdaje sobie sprawę, że potrzebuje więcej jeźdźców smoków aby przeciwstawić się potężnemu Vhagarowi, ale nadal mamy katastrofę PR-ową, która nastąpiła później cała ta sprawa z zabijaniem dzieci. Na szczęście nie jest Aegonem ani Aemondem. Ona naprawdę słucha (niektórych) rad. A konkretnie rad od Mysarii, która doskonale zdaje sobie sprawę, że prawdziwa władza leży w rękach prostaczków, którzy są głodni i źli na Warzywa. Z blokadą uniemożliwiającą dostęp do żywności mieszkańcom Królewskiej Przystani i bogatymi szlachcicami z Czerwonej Twierdzy gromadzącymi wszystkie zasoby, punkt krytyczny jest na wyciągnięcie ręki. Więc Mysaria wysyła „dary” od Rhaenyry mieszkańcom Królewskiej Przystani — małe łodzie wypełnione jedzeniem, którego z pewnością nie dostają od swoich obecnych władców.
Co ludzie mają zrobić, jak nie być wdzięcznym jedynej osobie, która najwyraźniej wciąż myśli o ich dobru (nawet jeśli ta sama osoba blokuje miasto, uniemożliwiając dopływ żywności)? A kiedy ci sami ludzie widzą, że ich obecni władcy po prostu igrają, jakby nic się nie stało, trudno nie kibicować im, gdy wszczynają zamieszki i domagają się krwi. Wściekły tłum atakuje Helaenę i Alicent, skandując „Kochaj życie Królowej Rhaenyry!” Można by niemal wyobrazić sobie wyciągnięcie gilotyny, ponieważ nawet jeśli dwie królowe nie zginęły, to Gwardia Królewska została pobita na śmierć, a zamieszki nie wydają się ustać, ale się rozprzestrzeniać.
Ta scena przypominała podobny bunt w sezonie 2 „Gry o tron”, kiedy mieszkańcy Królewskiej Przystani zaatakowali Joffreya w proteście przeciwko wojnie. To, co ją wyróżnia, to fakt, że wydaje się początkiem czegoś większego, czegoś z celem.