W Strefie Gazy izraelskie wojsko kontynuuje ofensywę, a w Stanach Zjednoczonych premier Beniamin Netanjahu spędził ostatni tydzień zabiegając o większe poparcie dla izraelskiego ataku na palestyńską enklawę.
Ale ten pozornie wspólny cel nie odzwierciedla rzeczywistości: rosnącego podziału między generałami a rządem. Analitycy twierdzą, że oznacza to, że początkowa jedność Izraela, jeśli chodzi o wojnę w Gazie, jest już przeszłością.
Różnice okazjonalnie wychodzą na jaw. Ostatnio skupiają się na poborze ultraortodoksyjnych studentów jesziw w Izraelu – generałowie wojskowi i wielu świeckich Izraelczyków chce, aby byli oni powoływani do wojska jak inni Żydzi, ale ultraortodoksyjne partie sprzeciwiające się poborowi są istotną częścią gabinetu Netanjahu.
Być może jednak większe znaczenie dla Gazy mają różnice zdań co do sposobu prowadzenia wojny i jej zakończenia.
W czerwcu rzecznik izraelskiej armii Daniel Hagari powiedział: „Ktokolwiek myśli, że możemy wyeliminować Hamas, myli się”. Problem polega na tym, że jedną z tych osób jest sam Netanjahu, który wyraźnie uczynił zniszczenie Hamasu jednym z warunków zakończenia wojny, w której zginęło już prawie 40 000 Palestyńczyków. Ta krytyka jest częścią szerszego sprzeciwu wśród niektórych czołowych Izraelczyków – a nawet minister obrony Netanjahu, Yoav Gallant, zakwestionował, czy istnieją jakiekolwiek plany zakończenia wojny, która rozpoczęła się w październiku.
Netanjahu zarezerwował sobie własną krytykę dla armii, ostro krytykując plany, które wojsko ogłosiło, również w czerwcu, dotyczące codziennych „taktycznych przerw w walkach” w celu ułatwienia dostarczania pomocy. Cytowano wówczas izraelskiego urzędnika, który powiedział, że Netanjahu jasno dał do zrozumienia wojsku, że jest to „nie do przyjęcia”.
Różnice między wojskiem a prawicową elitą polityczną Izraela nie są niczym nowym i obecnie stają się szczególnie widoczne ze względu na obecność skrajnej prawicy w rządzie.
Przez ostatnie 20 lat skrajnie prawicowe ruchy osadnicze przeszły od marginesu izraelskiej polityki do czołówki izraelskiego życia politycznego i instytucjonalnego. Byli zwolennicy ruchów żydowskich, które są zakazane jako grupy „terrorystyczne”, zasiadają teraz na wysokich stanowiskach ministerialnych, nie próbując wyprzeć się swoich dawnych powiązań.
Oprócz energicznej i często agresywnej bazy, przedstawiciele skrajnej prawicy dominują w wielu izraelskich instytucjach, w tym w policji i systemie edukacji, a ich wpływ na tradycyjnie świecką armię Izraela staje się coraz bardziej widoczny.
Wzrost skrajnej prawicy
Wielokrotnie grożąc wycofaniem się i upadkiem zagrożonej w wyborach koalicji rządzącej Izraela, ultranacjonalistyczny minister bezpieczeństwa narodowego Itamar Ben-Gvir oraz minister finansów Bezalel Smotrich zaczęli skutecznie wetować politykę krajową.
Obejmuje to wszelkie potencjalne porozumienie o zawieszeniu broni w Gazie – a Netanjahu postanowił zignorować tych na Zachodzie, którzy wzywają go do zakończenia niepopularnej wojny na arenie międzynarodowej, zamiast tego bardziej obawiając się gniewu skrajnej prawicy. Netanjahu ma własne problemy prawne, a utrata ochrony, jaką zapewnia mu jego obecne stanowisko, może być kosztowna.
Krytyczny pogląd skrajnej prawicy na armię nie jest nowy. Wynika raczej z roli wojska w wypędzeniu nielegalnych izraelskich osiedli w Gazie w 2005 r., czemu gwałtownie sprzeciwiali się osadnicy enklawy, oraz z ich trwających – choć czasami napiętych – relacji na okupowanym Zachodnim Brzegu, oficjalnie zarządzanym przez armię od 1967 r.
„Wydaje się to dziwne, wiem”, powiedział Eyal Lurie-Pardes z Middle East Institute, „ale ruch osadniczy wielokrotnie oskarżał wojsko o uprzedzenia antyżydowskie na Zachodnim Brzegu”. A część tych podejrzeń wykracza poza różnice w polityce wojennej.
„Ze względu na nacisk na równowagę płci i prawa społeczności LGBTQ, armia jest często krytykowana przez osadników i ultraortodoksów za to, co uważają za postępową kulturę” – powiedziała Lurie-Pardes.
Według niezależnego izraelskiego analityka Nimroda Flaschenberga „marsz przez instytucje” religijnych syjonistów i skrajnej prawicy, zainspirowany wycofaniem się z Gazy w 2005 r., doprowadził do stopniowej infiltracji wielu instytucji w kraju, od mediów, przez edukację, po sądownictwo; powolne zmiany w hierarchii armii są jednak w toku.
Ich wpływ w wojsku jednak rośnie. W niedawnym raporcie opublikowanym przez The Guardian, brytyjski dziennik zasugerował, że około 40 procent absolwentów szkół oficerskich piechoty pochodzi z radykalnych religijnych społeczności syjonistycznych, bardziej zgodnych ze światopoglądem Ben-Gvira i Smotricha niż ultraortodoksyjni Haredim, którzy unikają służby wojskowej, lub starsi dowódcy świeckiej starej gwardii izraelskiego wojska.
„Można dostrzec ten wpływ zarówno w Gazie, jak i na Zachodnim Brzegu” – powiedział Flaschenberg, odnosząc się do obszarów – w szczególności tych drugich – które izraelscy osadnicy uważają za swoje z boskiego prawa. „Mamy tych oficerów niższego i średniego szczebla, którzy powtarzają te niemal ludobójcze pieśni religijne, jednocześnie odwracając się plecami lub dopuszczając się okropnych naruszeń praw. Przez cały czas ich generałowie potępiają takie działania, nie robiąc nic, aby im zapobiec”.
Jedno z takich znaczących potępień pojawiło się wcześniej w lipcu od ustępującego izraelskiego generała, Yehudy Foxa, który służył w izraelskiej armii od 1987 roku. Publicznie potępił przemoc osadników, która pochłonęła dziesiątki Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu w trakcie wojny, nazywając to „zbrodnią nacjonalistyczną”.
A jednak ostatecznie krytyka działań Izraela na Zachodnim Brzegu ze strony sił zbrojnych pozostaje rzadka i rozproszona, a samo wojsko przeprowadza niemal codzienne naloty na palestyńskie miasta, miasteczka i wsie, a nawet atakuje je z powietrza od października. Regularne złe traktowanie Palestyńczyków pod okupacją jest również rzadko, jeśli w ogóle, krytykowane przez najwyższe kierownictwo armii.
Jeśli chodzi o wojnę w Strefie Gazy, zarówno armia, jak i rząd w pełni popierały powszechne zniszczenie Strefy Gazy i akceptowały zabicie tysięcy Palestyńczyków, przy czym różnice dotyczyły głównie taktyki i planów na przyszłość.
W stanie wojny z armią
Na początku lipca Gallant poinformował opinię publiczną, że armia potrzebuje natychmiast 10 000 dodatkowych żołnierzy, jeśli ma utrzymać działalność.
Na początku czerwca doniesienia medialne wskazywały na niedobory sprzętu, amunicji i żołnierzy. Coraz więcej rezerwistów nie pojawiało się na służbie, czołgi wjeżdżały do Gazy tylko częściowo wyposażone, a uszkodzony sprzęt pozostawał zaniedbany.
W doniesieniach wskazano również, że armia jest gotowa zawrzeć rozejm z Hamasem, jeśli porozumienie to doprowadzi do powrotu pozostałych jeńców z Gazy.
„Ludzie są niezadowoleni, ale jesteśmy bardzo daleko od osiągnięcia masy krytycznej” – powiedziała Mairav Zonszein z International Crisis Group. „Jednak to jest najbliższe temu, co pamiętam. Nie przypominam sobie żadnego innego momentu, kiedy krytyka [on both the army and government sides] „przeprowadzono je na taką skalę”.
Niemniej jednak w całym społeczeństwie izraelskim rosną oznaki zmęczenia wojną. Izraelskie stowarzyszenie New Profile, które wspiera Izraelczyków pragnących uniknąć służby wojskowej, informuje o rosnącej liczbie zapytań od poborowych i rezerwistów pragnących uniknąć służby w izraelskim wojsku.
„Od 7 października liczba zapytań wzrosła” – powiedział rzecznik grupy w wywiadzie dla Al-Dżaziry, nawiązując do początku konfliktu.
„Coraz więcej rezerwistów odwraca się od wojny lub nie chce wracać po traumatycznych przeżyciach związanych z poprzednimi misjami” – powiedział rzecznik.
Choć armia nie jest wcale gotowa do buntu, mało kto sugeruje, że nie jest poddawana niespotykanej dotąd presji.
Niedostatecznie wyposażona, niedostatecznie kadrowa i bez perspektyw na zwycięstwo po prawie 10 miesiącach wojny, armia izraelska mimo to musi walczyć na wielu frontach.
W Gazie zachowuje monopol na siłę. W Libanie grozi i nęka. Jednak w kraju czuje się okrążony: skrajna prawica przejmuje jego szeregi, a politycy, którym obiecał służyć, są oskarżani o stawianie własnych celów ponad interesami armii, którą dowodzą.