ORANGE, Wirginia (AP) — Na ścianie domu położniczego dużymi literami widnieje motto: „Ratujemy dzieci, jedna mama na raz”.
Założyciele Randy i Evelyn Jamesowie rozpoczęli działalność domu od jednego dziecka — ich własnego.
Paul Stefan był ostatnim z ich sześciorga dzieci, urodzonym z chorobą śmiertelną. Zdecydowali się nie przerywać ciąży, jak radzili lekarze. Przeżył nieco ponad 40 minut, wystarczająco długo, aby zostać ochrzczonym i nazwanym na cześć ich księdza katolickiego.
Przez prawie dwie dekady od tamtego czasu Jamesowie przekazali pamięć o swoim synu i swoje antyaborcyjne przekonania, aby prowadzić domy położnicze. „Wiedzieliśmy, że zrobimy coś dla kobiet w kryzysowych ciążach” – powiedziała Evelyn James.
W sierpniu Fundacja Paula Stefana planuje otwarcie nowego piętra z siedmioma dodatkowymi pokojami w swojej siedzibie w okazałym byłym hotelu w Orange w stanie Wirginia.
Ich dynamika wpisuje się w szerszy trend: w ciągu dwóch lat od uchylenia orzeczenia Sądu Najwyższego w całym kraju nastąpiła ekspansja domów położniczych Roe przeciwko Wade i federalne prawo do aborcji.
„To był znaczący wzrost” – powiedziała Valerie Harkins, dyrektorka Maternity Housing Coalition, non-profitowej antyaborcyjnej sieci skupiającej 195 domów położniczych, która odnotowała wzrost o 23% od czasu orzeczenia sądu.
Według Harkinsa w USA jest obecnie ponad 450 domów położniczych; wiele z nich ma charakter religijny. ograniczenia aborcji wzrost, zwolennicy antyaborcji chcą otworzyć więcej takich przejściowych ośrodków mieszkaniowych, które często mają długie listy oczekujących. To część tego, co postrzegają jako kolejny krok w zapobieganiu aborcjom i zapewnianiu długoterminowego wsparcia dla kobiet w ciąży i matek o niskich dochodach.
„To właśnie wspiera kobiety w dotrzymaniu swojego „tak” i donoszeniu ciąży do końca” – powiedziała Harkins. „Niezależnie od tego, czy to „tak”, które same wybrały, czy może czuły, że nie mają wyboru”.
Powody wzrostu zainteresowania domami położniczymi są złożone i wykraczają poza ograniczenie dostępu do aborcji. Harkins powiedział, że nieopłacalne mieszkania, obniżone pensje z powodu inflacji i wyższe wskaźniki urodzeń w niektórych stanach – wszystkie te czynniki się do tego przyczyniły.
„Stworzyło to idealną burzę” – powiedziała. „Jest taka potrzeba”.
Bolesne dziedzictwo
Rozkwit amerykańskich domów położniczych przypadł na trzy dekady poprzedzające orzeczenie Roe v. Wade. W okresie, który stał się znany jako „Era Baby Scoop”, ponad 1,5 miliona niemowląt zostało oddanych do adopcji. Wiele niezamężnych kobiet w ciąży i dziewcząt zostało wysłanych do domów położniczych, gdzie często zmuszano je do oddania swoich dzieci.
„Nasze dzieci zostały skradzione” – powiedziała Karen Wilson-Buterbaugh. Miała 17 lat w 1966 roku, gdy rodzice wysłali ją do domu w Waszyngtonie, prowadzonego przez Florence Crittenton, dużej sieci domów położniczych założonej przez reformatorów episkopalnych z epoki postępu.
W tamtych czasach domy położnicze były miejscami tajnymi, mającymi na celu ukrycie ciąży. Mieszkanki często używały pseudonimów. Niektóre nosiły fałszywe obrączki ślubne w miejscach publicznych. Kiedy wracały do swoich rodzinnych miast po porodzie i bez dziecka, miały udawać, że nic się nie stało.
Ale niewielu mogłoby zapomnieć.
„To sytuacja, w której matka traci swoje dziecko” – powiedziała Ann Fessler, która w swojej książce „The Girls Who Went Away” zebrała historie mówione matek z ery Baby Scoop.
Fessler, sama będąca osobą adoptowaną, powiedziała: „Kobiety, zwłaszcza te, które nie czuły, że brały udział w podejmowaniu decyzji, żyją z tą traumą do końca życia”.
Harkins powiedział, że Maternity Housing Coalition przejmuje odpowiedzialność za tę historię. Często jest ona omawiana wśród członków i na konferencjach.
„To jest nam bardzo bliskie” – powiedział Harkins. „Bardzo świadomie podchodzimy do tego, co się wydarzyło i chcemy mieć pewność, że nie dojdziemy do tego punktu ponownie”.
Liczba krajowych adopcji niemowląt gwałtownie spadła od lat 70. XX wieku. W badaniu z 2016 r., w którym odmówiono aborcji, kobiety w zdecydowanej większości wybierały rodzicielstwo (91%) zamiast adopcji (9%). analiza od badaczy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco.
Wraz ze zmniejszaniem się stygmatu samotnego rodzicielstwa większość pensjonariuszek nowoczesnych domów położniczych decyduje się na zatrzymanie dzieci. Podczas gdy pensjonariuszki domów położniczych kiedyś były w większości przedstawicielkami klasy średniej, teraz czynnikiem napędowym jest ubóstwo: matki są tam, aby otrzymać mieszkanie i wsparcie finansowe w trakcie i po ciąży, czasami przez lata po porodzie.
Istnieją teraz domy macierzyńskie, które specjalizują się w utrzymywaniu dzieci poza systemem opieki zastępczej. Inne doskonaliły swoje umiejętności w zakresie leczenia uzależnień. I chociaż wiele z nich pomoże w adopcjach, niektóre nadal traktują je priorytetowo i mają powiązania z agencjami adopcyjnymi — co nadal może skutkować bolesnymi skutkami.
Abbi Johnson miała 17 lat i była w ciąży w 2008 roku, kiedy jej rodzice wysłali ją do Liberty Godparent Home, projektu zmarłego Jerry’ego Falwella, ewangelicznego założyciela Moral Majority i Liberty University. Dom macierzyński w Lynchburgu w stanie Wirginia był połączony z sąsiednią agencją adopcyjną.
Johnson, wychowana w konserwatywnej rodzinie chrześcijańskiej i ucząca się w domu, uważała, że jej nieplanowana ciąża była traktowana jak „najcięższy grzech”, ale mimo to rozpaczliwie pragnęła zostać matką swojego syna.
„Ale wszyscy mówili mi, że to nie jest zabawa w dom. On nie jest lalką. Zasługuje na małżeństwo, które ma swoje życie razem” – powiedziała.
W oświadczeniu domu opieki czytamy, że każdy mieszkaniec otrzymuje edukację na temat rodzicielstwa i adopcji „oraz ma swobodę wyboru”.
Ostatecznie Johnson poczuła presję, by oddać syna do adopcji. Publikuje posty w mediach społecznościowych pod nazwą „ bezdźwięcznyrodzona matka”, mając nadzieję, że pewnego dnia jej syn dowie się, jak bardzo za nim tęskni.
„Połowa mojej głowy przebywa w tym domu macierzyńskim” – powiedziała – „wciąż odtwarzając wspomnienia”.
„Gdzie mogę mieszkać z tym dzieckiem?”
Zanim przeprowadziła się do domu macierzyńskiego, Meryem Bakache rozważała aborcję.
Bakache niedawno przybyła do Stanów Zjednoczonych z Maroka, mówiła słabo po angielsku i mieszkała w zatłoczonym mieszkaniu z rodziną w północnej Wirginii, podczas gdy jej mąż studiował w Wirginii Zachodniej.
„Gdzie mogę mieszkać z tym dzieckiem?” – wspominała, myśląc. „Co mogę mu dać? Nie mam nic”.
Nie mając ubezpieczenia zdrowotnego, szukała opieki medycznej i znalazła ośrodek poradnictwa antyaborcyjnego – często nazywany ośrodkiem kryzysowym dla kobiet w ciąży – gdzie wykonano jej badanie USG.
„Kiedy zobaczyłam swoje dziecko, poczułam, że wszystko się zmienia” – powiedziała.
Pracownicy ośrodka zachęcali ją do zatrzymania dziecka i poszukiwania mieszkania. Za pośrednictwem przyjaciela znalazła Schronisko Maryidom położniczy w Fredericksburgu, godzinę drogi na wschód od domu Paula Stefana.
Wiele domów położniczych otrzymuje skierowania z podobnych ośrodków, których celem jest odwodzenie kobiet od aborcji. Maternity Housing Coalition, do której należą Paul Stefan i Mary’s Shelter, jest projektem Heartbeat International, jednego z największych stowarzyszeń ośrodki poradnictwa antyaborcyjnego w kraju.
To jeden ze wskaźników, że domy położnicze są obecnie ściśle powiązane z ruch antyaborcyjny — i jeden z powodów, dla których krytycy twierdzą, że przymusowy charakter domów położniczych nadal istnieje w innej formie.
„Jestem za mieszkalnictwem i mieszkaniami wspomaganymi dla wielu osób. Nie sądzę, żeby to zależało od czyjejś decyzji o urodzeniu dziecka czy nie” – powiedziała Andrea Swartzendruber, badaczka zdrowia reprodukcyjnego na University of Georgia, która bada ośrodki poradnictwa antyaborcyjnego.
Trzymając w ramionach swojego małego synka tej zimy, Bakache opisała ulgę, jaką poczuła, widząc piękno malowniczego niebieskiego domu, w którym Mary’s Shelter przydzieliło jej miejsce zamieszkania. I czekała na dzień, w którym będzie mogła stworzyć dom gdzie indziej ze swoim mężem i dzieckiem.
Jej współlokatorka Jasmine Heriot również szukała bezpiecznego miejsca do życia przed narodzinami drugiego dziecka. Certyfikowana asystentka pielęgniarska, straciła pracę i mieszkanie po zagrażającej życiu pierwszej ciąży i przedwczesnym porodzie.
„Wszystko było po prostu tak czyste. Pokój był przygotowany. To był naprawdę powiew świeżego powietrza” – powiedziała Heriot, gdy jej noworodek spał w jej ramionach, a jej maluch bawił się obok niej.
W obliczu braku solidnej sieci zabezpieczeń społecznych domy położnicze wypełniają lukę potrzebnymi usługami dla kobiet i dzieci. Chociaż mieszkańcy mogą korzystać z pomocy publicznej, ani Mary’s Shelter, ani Paul Stefan nie akceptują funduszy stanowych ani federalnych na swoje ogólne działania. Inne domy przyjmują publiczne pieniądze: dostępne są dotacje federalne, a co najmniej pięć stanów skierowało pieniądze podatników do domów położniczych.
W całym kraju powstają lub się rozrastają domy położnicze. W Nebrasce stary kampus uniwersytecki staje się domem położniczym. W Arizonie dom został dobudowany do jednej nieruchomości i otwarty został kolejny. W Georgii ustawodawcy niedawno ułatwili otwieranie nowych domów położniczych z mniejszą liczbą przepisów stanowych.
Mary’s Shelter niedawno się rozrosło, otwierając kolejny dom. Podobnie jak Jamesowie, założycielka Kathleen Wilson zainspirowała się swoimi katolickimi i antyaborcyjnymi przekonaniami, aby rozpocząć działalność, która w ciągu 18 lat rozrosła się do ponad 30 sypialni w sześciu domach i czterech apartamentach.
Przyjmują kobiety z wieloma dziećmi i pomimo swoich korzeni religijnych nie mają żadnych wymagań religijnych dotyczących miejsca zamieszkania. Mieszkańcy podpisują przymierze na rzecz „zdrowego życia”, choć Wilson mówi, że starają się nigdy nikogo nie wyrzucać.
Jest świadoma, że ruch antyaborcyjny jest często wyśmiewany za to, że broni wyłącznie nienarodzonych dzieci, a nie poświęca zbyt wiele uwagi rodzinom po narodzinach.
Wilson uważa, że domy położnicze są jedną z odpowiedzi na tę krytykę: „Zaprzeczają kłamstwu, że zależy nam tylko na dziecku w łonie matki”.
Znalezienie Wioski
Na Paweł Stefankościoły i grupy obywatelskie ozdabiają każdą sypialnię, niektóre w odcieniach różu i błękitu. Malowidła ścienne zdobią słoneczny żółty korytarz, gdzie z jednej strony spogląda namalowana żyrafa.
Na dole Danielle Nicholson opowiadała o życiu w Paul Stefan przez prawie pięć lat, kiedy mieszkańcy byli rozproszeni po różnych domach. Jest jedną z historii sukcesu, teraz wychowuje dziecko, które wkrótce będzie w szóstej klasie.
Ale przyjechała jako opryskliwa 20-latka, w szóstym miesiącu ciąży i czująca się porzucona. „Nie trafiasz do domu położniczego, bo masz wielką, ogromną, kochającą wioskę rodziny” – powiedziała.
Evelyn i Randy James stali się i pozostają dla niej jak rodzice. „Kobiety nie są tutaj numerami. Ani aktami spraw” – powiedziała.
Uznała jednak, że nie każdy nadaje się do pracy w tym ośrodku lub do rodzicielstwa.
„Życie z nie tak fantastycznymi matkami włożyło coś do mojego serca” – powiedziała Nicholson. „Jakbym musiała pomóc. Jak pomóc kobietom nie rodzić dzieci maltretowanych i zaniedbanych?”
To zainspirowało ją do zostania pracownikiem socjalnym po ukończeniu college’u.
Praca jako opiekunka socjalna dla rodzin w trudnej sytuacji skomplikowała jej poglądy na ruch antyaborcyjny, chociaż jest on fundamentem domu macierzyńskiego, który tak wiele dla niej zrobił.
„Moje serce naprawdę się złamało, gdy orzeczenie w sprawie Roe v. Wade zostało uchylone” – powiedziała później.
Nie wybrała aborcji i nadal tego nie zrobi. Ale nie ocenia tych, którzy to robią.
Aborcja to „jeden z tych wyborów, przed którymi kobiety muszą stawać każdego dnia, z jakiegokolwiek powodu” – powiedziała. „Istnieje łaska dla tych kobiet”.
___
Relacje agencji Associated Press na temat religii otrzymują wsparcie od agencji AP współpraca z The Conversation US, przy wsparciu finansowym Lilly Endowment Inc. AP ponosi wyłączną odpowiedzialność za tę treść.