„Nigdy go już nie zobaczę”: Ataki zabijające pracowników organizacji pomocowych we wschodniej Demokratycznej Republice Konga – SofolFreelancer


Goma, Demokratyczna Republika Konga – Była niedziela, 30 czerwca, dwa dni po tym, jak rebelianci z M23 zajęli Kanyabayongę, strategiczne miasto na terytorium Lubero w prowincji Kiwu Północne w Demokratycznej Republice Konga.

Po zachodzie słońca w mediach społecznościowych zaczęły pojawiać się przerażające zdjęcia przedstawiające wraki nieznanych pojazdów i ciała dwóch osób, które zostały zlinczowane. Ich zakrwawione twarze utrudniały identyfikację.

Kilka godzin wcześniej pięć pojazdów przewożących tuzin pracowników humanitarnych opuściło terytorium Lubero i wyjechało do Beni, około 100 km (60 mil) dalej, poinformowały lokalne źródła w Al Jazeerze. W drodze ich konwój został zaatakowany.

Dwa Pracownicy pomocy humanitarnej z Konga z Tearfund, zagraniczną organizacją pozarządową, zginęło, powiedziała organizacja. Pięć samochodów i siedem motocykli zostało również podpalonych, źródła społeczeństwa obywatelskiego poinformowały Al Jazeerę.

Wśród zabitych był 37-letni John Nzabanita Amahoro, który przez 10 lat pracował dla tej brytyjskiej organizacji charytatywnej jako technik ds. wody, warunków sanitarnych i higieny.

Jego młodszy brat, Jean Claude Nzabanita, powiedział, że śmierć ojca pozostawiła wielką pustkę w jego sercu.

„Mój brat był na delegacji i nie miał nic wspólnego z wojną. Nigdy go nie zobaczę [again]„– powiedział w wywiadzie dla Al-Dżaziry.

Cała rodzina pokładała nadzieje w Amahoro, który był głównym żywicielem rodziny i spoiwem łączącym rodzeństwo – dodał.

„Współpracował ze wszystkimi, ale ci, którzy go zabili, nie wiedzieli, że tysiące nadziei właśnie legło w gruzach” – powiedział ze łzami w oczach.

170 incydentów bezpieczeństwa

Według Biura Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej (OCHA) od początku roku w Demokratycznej Republice Konga doszło do ponad 170 incydentów naruszających bezpieczeństwo, których bezpośrednim celem byli pracownicy organizacji humanitarnych. W ich wyniku zginęły co najmniej cztery osoby, a 20 zostało rannych.

W pierwszej połowie 2024 r. porwano także kilkunastu pracowników organizacji humanitarnych, OCHA powiedział.

Rebelianci M23 w mieście Kibumba we wschodniej Demokratycznej Republice Konga w 2022 r. [File: Moses Sawasawa/AP]

Przemoc we wschodniej części Demokratycznej Republiki Konga nasiliła się od czasu, gdy rebelianci z M23 pod koniec 2021 r. przeprowadzili ataki na armię kongijską.

Pomimo licznych wezwań do zawieszenia broni, walki trwają, a M23 przejmuje duże połacie terytorium Konga. To podniosło napięcia między Demokratyczną Republiką Konga a jej sąsiadką Rwandą, która według ekspertów ONZ wspiera grupę zbrojną – twierdzenie to Kigali zaprzecza.

W miarę jak szaleją walki, setki tysięcy cywilów zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów. Wielu żyje teraz w żałosnych warunkach w obozach dla przesiedleńców wokół miast Goma, Rutshuru i Lubero, gdzie organizacje pomocowe próbują zaoferować pomoc.

W chwili śmierci Amahoro wspierał akcję ratunkową prowadzoną przez fundację Tearfund w strefie wrzosowisk Kibirizi i Kayna, gdzie schronienie znalazły tysiące przesiedleńców uciekających ze strefy walk.

Chociaż nadal nie wiadomo, kto odpowiadał za atak z 30 czerwca, eksperci twierdzą, że ponad 120 grup zbrojnych we wschodniej części Demokratycznej Republiki Konga regularnie atakuje ludność cywilną.

Jednocześnie istnieje tradycja nieufności wobec organizacji zagranicznych.

Nieufność wobec pracowników pomocy humanitarnej

Dady Saleh, ekspert ds. socjalnych i bezpieczeństwa z Gomy, powiedział Al Jazeerze, że ludność Konga nie ufa już organizacjom pozarządowym. Ludzie czują się osaczeni przez dziesięciolecia wojny, które sprawiły, że są w ubóstwie, i są oburzeni, że nie skorzystali z pomocy udzielanej przez te organizacje, wyjaśnił Saleh.

„Wiele osób uważa, że ​​organizacje pozarządowe nie przyczyniają się do rozwoju Demokratycznej Republiki Konga i nie chcą, aby ludność stała się samowystarczalna, co wpędziłoby ją w błędne koło ubóstwa” – powiedział.

W ciągu ostatnich czterech lat klimat nieufności stopniowo wkradał się do umysłów wielu obywateli, którzy postrzegają pracę organizacji pozarządowych zajmujących się pomocą humanitarną przez pryzmat teorii spiskowych. To sięga dalej niż obecny konflikt. Podczas poprzednich epidemii eboli odnotowano również kilka ataków na zespoły reagowania na kryzysy zdrowotne. Na wschodzie kraju od dziesięcioleci narasta również anty-pracownicy pomocy humanitarnej, którzy obwiniają organizacje pozarządowe za nieszczęścia kraju.

Według ONZ, w samym Kiwu Północnym przebywa ponad 2,5 miliona wewnętrznie przesiedlonych osób, które potrzebują natychmiastowej pomocy humanitarnej.

Obóz dla osób wewnętrznie przesiedlonych w Demokratycznej Republice Konga
Obóz dla przesiedleńców w Bulengo, Kiwu Północne [Prosper Heri Ngorora/Al Jazeera]

Agencje ONZ i organizacje humanitarne w prowincji starają się zapewnić podstawowe potrzeby, w tym żywność, wodę, schronienie i sanitację – co jest powszechnie wiadome wśród lokalnej społeczności, mimo sceptycyzmu niektórych osób.

„Światowy Program Żywnościowy [World Food Programme] daje nam pieniądze; kupujemy ubrania dla naszych dzieci i żon”, powiedział Olivier Shamavu, przesiedleniec mieszkający w obozie Bulengo, na południowy zachód od Gomy, dodając, że inne organizacje, takie jak Concern, budują im toalety i zapewniają udogodnienia, w tym wodę.

Według relacji niektórych przesiedleńców, którymi podzielili się z Al-Dżazirą, błędne przekonania i brak środków komunikacji mogą być czynnikami powodującymi nieufność do pracowników organizacji pomocowych w Demokratycznej Republice Konga.

„Trudny” kontekst

Ronely Ntibonera, 33 lata, jest specjalistką ds. komunikacji humanitarnej mieszkającą w Gomie i pracującą dla MIDEFECHOPYlokalnej organizacji pozarządowej broniącej praw dzieci i bezbronnych kobiet.

Opowiadając o zdarzeniu, które miało miejsce pod koniec 2022 r., opowiedział, jak cudem uniknął porwania przez uzbrojonych mężczyzn na terytorium Rutshuru.

Według niego, chociaż humanitaryści nieustannie pracują nad łagodzeniem cierpienia, padają ofiarą ataków grup zbrojnych, a nawet cywilów, podjudzanych przez ciemne siły.

„Kontekst w Kiwu Północnym jest dla nas bardzo trudny. Codziennie mamy problemy z bezpieczeństwem. Zostałem brutalnie aresztowany przez grupę zbrojną, która twierdziła, że ​​jestem szpiegiem rywalizującej strony. Na szczęście lokalne władze mnie wsparły i zostałem zwolniony. Bałem się, że mnie porwą, ale Bóg mnie poprowadził” – powiedział.

Inny pracownik organizacji pomocowej, który poprosił o zachowanie anonimowości, opowiedział w wywiadzie dla Al-Dżaziry, jak w kwietniu uciekł przed tłumem, gdy pracował dla World Vision w Gomie.

„Pewnego dnia rozdawałem kanistry ludziom przesiedlonym przez wojnę. Nagle, nie wiemy jak to się stało, ludzie zaczęli rzucać we mnie kamieniami, mówiąc, że pomoc nie jest wystarczająca, podczas gdy przesiedleni ludzie oczekiwali więcej” – powiedział.

Jak twierdzi, udało mu się bezpiecznie uciec tylko dzięki pomocy jadącego w pobliżu motocyklisty. Dodał też, że praca pracownika humanitarnego we wschodniej części Demokratycznej Republiki Konga przypomina odrabianie zadań domowych z matematyki w piecu.

Hubert Masomeko jest ekspertem ds. bezpieczeństwa i budowania pokoju w regionie Wielkich Jezior, który uważnie śledzi sytuację humanitarną we wschodniej części Demokratycznej Republiki Konga.

Przyznał, że cierpienie miejscowej ludności jest ogromne, ale stwierdził, że potrzebne jest ludzkie podejście i większa współpraca z pracownikami organizacji pomocowych.

Masomeko uważa, że ​​rząd Demokratycznej Republiki Konga nie jest w stanie sam zapewnić niezbędnych usług i pomocy masom przesiedleńców, a upoważnione organizacje pozarządowe działające w kraju mają prawo współpracować z władzami w celu niesienia pomocy potrzebującym.

„Smutne jest atakowanie humanitarystów w czasie wojny. Wewnętrzni przesiedleńcy potrzebują pomocy humanitarnej, aby przetrwać. Atakowanie organizacji pozarządowych nie jest ostrożne, może negatywnie wpłynąć na pomoc humanitarną dla przesiedleńców z Konga” – ostrzegł, dodając, że rząd powinien zrobić więcej, aby zapewnić zakończenie ataków na humanitarystów, przynosząc pokój i pomagając ludziom wrócić do domów.

„Nadal tu jesteśmy”

Choć potrzeby przesiedleńców we wschodniej Demokratycznej Republice Konga są ogromne, cele finansowania nie zostały jeszcze spełnione, warunki dla pracowników humanitarnych pozostają trudne.

30 maja Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża ogłosił, że zawiesza dystrybucję pomocy żywnościowej, którą rozpoczął pięć dni wcześniej dla przesiedleńców w Kanyabayonga. Początkowo operacja miała trwać 10 dni, ale z powodu starć między M23 a armią kongijską została zawieszona, co wzbudziło obawy wśród członków społeczeństwa obywatelskiego.

eskalacja przemocy w Demokratycznej Republice Konga
Tysiące osób zostało przesiedlonych w wyniku starć między rebeliantami M23 a siłami rządowymi w Kiwu Północnym [File: Aubin Mukoni/AFP]

Tymczasem Poppy Anguandia, dyrektor krajowy Tearfund w Demokratycznej Republice Konga, w wywiadzie dla Al Jazeery potępiła atak, który miał miejsce 30 czerwca na pracowników jej organizacji.

Dodała, że ​​sytuacja we wschodniej części Demokratycznej Republiki Konga jest skomplikowana, gdyż w tym samym czasie ma miejsce wiele kryzysów, a brak pokoju w regionie jest przyczyną aktów przemocy wobec pracowników organizacji humanitarnych.

Podkreśliła jednak, że Tearfund będzie kontynuować swoją misję i pomagać tam, gdzie potrzeby są największe.

„Przynajmniej na razie mówimy, że nadal tu jesteśmy, nadal możemy realizować większość naszych działań, aby móc odpowiedzieć na potrzeby najbardziej bezbronnych ludzi, którzy uciekają przed konfliktami” – powiedziała na marginesie ceremonii pogrzebowej, która odbyła się w zeszłym tygodniu, aby oddać hołd poległym.

Bruno Lemarquis, koordynator ds. pomocy humanitarnej w Demokratycznej Republice Konga przy ONZ, wezwał do zaprzestania ataków na pracowników organizacji humanitarnych. Twierdzi, że stanowią one poważne naruszenie międzynarodowego prawa humanitarnego i mają „niszczycielski wpływ” na dostęp do pomocy humanitarnej i zdolność organizacji pomocowych do zapewniania niezbędnego wsparcia potrzebującym.

„W czasach ogromnej potrzeby humanitarnej niedopuszczalne jest, aby osoby pomagające poszkodowanym były atakowane i zabijane” – powiedział w zeszłym tygodniu.

Aktywiści twierdzą, że fatalna sytuacja humanitarna i bezpieczeństwa w Demokratycznej Republice Konga pozwoliła niektórym osobom wykorzystać kryzys do ataków na pracowników organizacji humanitarnych.

Moise Hangi, aktywista na rzecz praw człowieka z ruchu zaangażowania obywatelskiego Lucha, skrytykował to, co nazwał „letargiem” kongijskiego rządu, który jego zdaniem ma pełną władzę, aby przywrócić autorytet państwa i ograniczyć tego typu incydenty.

„Jeśli Kinszasa traktuje tę wojnę poważnie, możemy ją zakończyć tak szybko, jak to możliwe i pozwolić naszym ludziom wrócić do domu. W ten sposób nie będziemy musieli oglądać tylu humanitarystów w Demokratycznej Republice Konga” – powiedział.

Leave a Reply