Kobieta, która 7 października opuściła festiwal muzyczny Nova – SofolFreelancer


(RNS) — Będę ją nazywać Margalit, choć to nie jest jej prawdziwe imię. Ma może 25 lat. Przez ostatnie kilka lat zaprzyjaźniłyśmy się. Pracuje w mojej ulubionej księgarni w Jerozolimie i zawsze, gdy ją odwiedzam, ma mi do pokazania nową książkę. Podczas jednej wizyty było to tłumaczenie tomiku poezji Leonarda Cohena na hebrajski (działa znakomicie). Podczas innej wizyty było to zestawienie esejów współczesnego mistyka i założyciela neo-chasydyzmu, Hillel Zeitlinktóra mieszkała w Warszawie podczas II wojny światowej i zginęła w Zagładzie — którą następnie przeczytała ze mną.

To było zeszłego lata.

Kiedy więc pewnego dnia poszedłem do księgarni w Jerozolimie, bardzo się ucieszyłem, gdy ją zobaczyłem.

„Przez ostatnie dziewięć miesięcy” – powiedziałem jej – „martwiłem się o ciebie”.

„O mnie?” – zapytała. „Dlaczego?”

„Martwiłem się, że uczestniczyłeś w Festiwal muzyczny Nova. Myślałem, że jesteś dokładnie w wieku młodej osoby i typem młodej osoby, która tam była. Martwiłem się, że jesteś jedną z tych zabitych lub wziętych jako zakładniczka. Nie znam twojego nazwiska i przeszukiwałem zdjęcia ofiar i zakładników, szukając ciebie. Teraz wiem, dlaczego nie widziałem cię wśród nich. Dzięki Bogu.

Margalit przez chwilę milczała.

„Ironiczne jest, że o tym wspomniałeś, bo nigdy o tym nie mówiłem. Miałem jechać do Nova. Miałem bilet. Miałem nawet załatwiony przejazd. Ale potem zauważyłem, że festiwal miał się odbyć w szabat, tuż przed Simchat Tora, więc nie mogłem jechać.

„Oddałam swój bilet” – dokończyła, a jej twarz pociemniała.

Oboje milczeliśmy.

Nie potrafię nawet pojąć, ile jest takich historii, w tej rozbitej krainie i pośród tych złamanych serc ludzi. Myślę o moich własnych synach — gdyby byli w Izraelu w tym czasie, nie mam wątpliwości, że uczęszczaliby do Nova.

Historie ludzi, którzy mieli tam być, a nie poszli. Historie tych, którzy nie mieli tam być, ale w ostatniej chwili zdecydowali się pójść. Te historie przypominają mi amerykański 11 września: historie kobiety, która była chora i nie poszła do pracy tego dnia, albo mężczyzny, który nie miał być w pracy, ale ktoś zwołał zebranie.

Albo, mój ulubiony, o kobiecie, która pracowała w Twin Towers, która niedawno zdecydowała się nawrócić na judaizm, a której rodzice byli stanowczo przeciwni jej decyzji. Nadszedł 11 września, a jej rodzice gorączkowo próbowali się z nią skontaktować, ale bezskutecznie. W końcu ją znaleźli. „Gdzie byłaś???” krzyczeli do niej, wdzięczni, że żyje. „Miałam zajęcia z rabinem dziś rano” – powiedziała.

Nigdy wcześniej w historii Żydów niechętni rodzice nie przyjęli decyzji dziecka o przejściu na judaizm z takim zapałem i zapałem, jak ci rodzice.

Jestem tu w Jerozolimie od kilku dni i jak zawsze, podróż była ekscytująca. I bolesna. I wzruszająca. Nie można przejść 50 jardów bez natknięcia się na obrazy zakładników. Witają cię po przylocie na lotnisko Ben Guriona, a na każdej ulicy są ich zdjęcia, wołające, by o nich pamiętać, by byli na czele naszej pamięci i naszej determinacji — i tak, krajowej polityki i strategii w tym konflikcie, który trwa już 9 miesięcy. Ciężar wszystkich zakładników jest po prostu zbyt ciężki — każdy, jak się wydaje, ma „swojego” zakładnika, za którego się modli. Moim, z jakiegoś powodu, jest Hersh Goldberg-Polin.

Dziewięć miesięcy. Czas ciąży.

Powrót do Margalit. Powrót do moich wspomnień o niej z zeszłego lata. Powrót do naszej małej sesji o współczesnym mistyku, Hillelu Zeitlinie.

Po pierwsze, był jej nieokiełznany entuzjazm dla jego pracy — jej namacalne podekscytowanie dzieleniem się nim ze mną. (Czy możesz sobie wyobrazić, że coś takiego dzieje się, powiedzmy, w Barnes & Noble? Tak, to intelektualne ciepło może istnieć w niektórych niezależnych księgarniach — od razu przychodzi mi na myśl mój przyjaciel Matthew Tannenbaum, właściciel Księgarnia w Lenox, Massachusetts — ale gdzie indziej? Nie sądzę.)

Usiedliśmy więc i wspólnie przeczytaliśmy jeden z jego esejów — po hebrajsku.

Esej dotyczył Shechinah, mistycznej kobiecej obecności Boga. Nie jest ona boginią fizycznej mocy, jak często przedstawia się Adonai. Raczej:

Ona jest matką całego stworzenia… matką wszystkich dzieci Izraela, matką każdego człowieka, kochającą, współczującą, pocieszającą matką… A my, ostatni z ostatnich, sieroty wśród sierot, dzieci niespotykanego cierpienia, dzieci nieszczęść o skali, jakiej nawet naród zbyt dobrze oswojony z bólem nigdy wcześniej nie zaznał, podżegacze uratowani z pogromów i rzezi, my, którzy pragniemy odkupienia i tylko odkupienia…

To właśnie te słowa przeczytaliśmy wspólnie zeszłego lata, siedząc w księgarni, podczas gdy reszta świata wokół nas milczała.

Przeczytaliśmy te słowa zeszłego lata, nie wyobrażając sobie, że będziemy postrzegać siebie jako sieroty wśród sierot. Bezprecedensowe cierpienie? Nie, chociaż cierpienie z 7 października zapisze się w historii — naziści starali się ukryć swoje bestialskie zbrodnie; Hamas starał się je nagłośnić, a nawet się nimi chwalić.

Przeczytaliśmy te słowa zeszłego lata, nie wyobrażając sobie, że my, nasz naród i świat, tak rozpaczliwie potrzebujemy twarzy Szechiny.

Leave a Reply