Jednym z elementów działających na korzyść Serlinga był fakt, że film, który bezczelnie kopiuje, „To wspaniałe życie” Franka Capry nie stał się jeszcze ukochanym świątecznym klasykiem. Miał też zabójczą tajną broń w osobie Burnetta, który oczarował widzów na Broadwayu jako księżniczka Winnifred w oryginalnej wersji broadwayowskiej “Once Upon a Mattress”, ale nie przebił się jeszcze w filmach ani telewizji.
Ale Burnett okazał się również jego największym problemem. „Cavender Is Coming” został zbudowany wokół White’a. W każdym odcinku miał pomagać innemu pechowcowi w jego pozornie niekończącej się misji, by w końcu zdobyć skrzydła. I chociaż White jest zabawny jako kochający zabawę anioł, który ku wielkiemu przerażeniu swojego zrzędliwego przełożonego (Howard Smith), podkrada cygara i od czasu do czasu uderza łokciem, Burnett zmiata go z ekranu.
Od momentu, w którym widzimy niezdarną, nieśmiałą Agnes, która wymiguje się od pracy bileterki w kinie, wolelibyśmy sitcom, który zajmuje się jej pracą i problemami miłosnymi. Po obejrzeniu interakcji Agnes granej przez Burnett z zdenerwowanymi dorosłymi i spragnionymi uwagi dziećmi w jej bloku, rozczarowujące jest, że Cavender szybko naprawia swoje życie. I po prostu źle jest słyszeć sztuczny śmiech w odpowiedzi na cudownie niezręczne interakcje Burnett ze snobami z wyższych sfer, których akceptacji Cavender uważa, że pragnie. To, co robi, istnieje na innym poziomie komedii – który CBS wykorzystałoby z konsekwentnie zwijającą się ze śmiechu publicznością w studiu, gdy „The Carol Burnett Show” miał premierę jesienią 1967 roku.
Serling to zauważył i żałował zmarnowania talentu Burnetta.