19 lipca Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości (MTS) wydał orzeczenie doradcze dotyczące okupacji palestyńskich terytoriów Gazy, Wschodniej Jerozolimy i Zachodniego Brzegu przez Izrael. Wiele uwagi poświęcono analizie tego orzeczenia, ale jest jedno ważne pytanie, które należy zadać: w jaki sposób to przypomnienie prawa międzynarodowego i jego stanowiska w sprawie okupacji Izraela odbije się echem w Stanach Zjednoczonych, a szerzej na Zachodzie?
Treść orzeczenia nie była całkowicie nieoczekiwana – prawo międzynarodowe, jeśli chodzi o tę konkretną kwestię, jest dość jasne i takie jest od dziesięcioleci. Niemniej jednak było to potwierdzenie, gdzie stoi prawo międzynarodowe: wszystkie te terytoria są pod okupacją izraelską; okupacja ta jest bezprawna; i nie powinna być normalizowana. W świecie arabskim i znacznie dalej na Globalnym Południu, orzeczenie wyraziło spore poparcie, co również nie jest zaskakujące.
Oczywiście Izrael odrzucił ustalenia sądu, co było całkiem oczekiwane. Ale ironia została wyraźnie zamanifestowana w tym, jak USA konkretnie, ale także znaczna część Zachodu, odpowiedziała, całkiem dosłownie, na „Światowy Trybunał”: sugerując, że jego autorytet, który, jak twierdzą, uznają i szanują, nie rozciąga się na nich i ich sojuszników.
Choć jest to ironiczne, nie było to wcale zaskakujące.
Stany Zjednoczone od dawna publicznie wyrażają poparcie dla „porządku opartego na zasadach” i prawa międzynarodowego, które ma wspierać te zasady, ale ignorowały prawo międzynarodowe, gdy naruszało ono ich interesy, a nawet próbowały obchodzić ich instytucje.
Weźmy na przykład instytucję Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK). Prezydent Demokratów, Bill Clinton, poparł utworzenie sądu w czasie swojej kadencji – ale Statut Rzymski, który ustanowił sąd, nigdy nie został ratyfikowany przez USA. W ciągu ostatnich kilku lat wybrani urzędnicy amerykańscy jednocześnie popierali i atakowali MTK. Kiedy na przykład MTK wydał nakazy aresztowania prezydenta Rosji Władimira Putina, USA poparły jego działania. Ale kiedy prokurator MTK, Karim Khan, oświadczył, że ubiega się o nakazy aresztowania urzędników izraelskich (a także Hamasu), Waszyngton całkowicie odrzucił tę koncepcję, a prezydent USA Joe Biden powiedział, że jest to „skandaliczne”. Sekretarz stanu Antony Blinken powiedział później, że administracja będzie współpracować z Kongresem, aby zasadniczo ukarać MTK, właśnie z powodu tych nakazów.
Wybory w USA odbędą się za mniej niż 100 dni. Zwycięstwo Republikanów jest całkowicie możliwe, co oznaczałoby nie tylko drugą administrację Donalda Trumpa, ale także administrację, w której zasiadałby wiceprezydent, który zaledwie kilka tygodni temu zażądał, aby Departament Sprawiedliwości zbadał i oskarżył Khana z powodu tych proponowanych nakazów aresztowania izraelskich urzędników. To oszałamiająca perspektywa, ale JD Vance traktuje ją na tyle poważnie, że podpisał się pod listem (PDF) wraz z kilkoma innymi senatorami republikańskimi, którzy oskarżyli Khana o wspieranie terroryzmu poprzez „atakowanie izraelskich urzędników”, a zatem powinni zostać zbadani przez Departament Sprawiedliwości pod kątem złamania prawa USA. Jakkolwiek szkodliwe to może być dla integralności MTK, należy zauważyć: MTK jest instytucją, której autorytetu Waszyngton nie uznaje i nigdy nie uznawał. To bardzo różni się od MTS, który przynajmniej USA uznaje.
W przypadku MTS najbardziej agresywne odpowiedzi w Waszyngtonie pochodziły spoza administracji Bidena, z prawej strony spektrum politycznego. Podobnie jak kilku izraelskich polityków, zaatakowali oni orzeczenie z 19 czerwca jako „antysemickie”, ale biorąc pod uwagę, że tak wiele organizacji prawniczych i prawnych doszło już do tych samych wniosków na temat terytoriów palestyńskich na przestrzeni dziesięcioleci, sprzeciwy wydawały się mało przekonujące, szczególnie gdy weźmie się pod uwagę szeroki wachlarz nawet europejskiej opinii politycznej, która wyraziła poparcie dla orzeczenia. Obejmowało to barometry myślenia establishmentu, takie jak Financial TimesUnii Europejskiej wysoki przedstawiciel dla spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa oraz wielu innych. Wysoki Przedstawiciel Josep Borrell zauważył z przejęciem: „W świecie ciągłych i coraz częstszych naruszeń prawa międzynarodowego naszym moralnym obowiązkiem jest potwierdzenie naszego niezachwianego zaangażowania we wszystkie decyzje MTS w sposób spójny, niezależnie od omawianego tematu”.
Ale w DC nadal istniał dwupartyjny konsensus, co najmniej, że orzeczenie MTS, zgodnie z którym Izrael musi natychmiast wycofać się z okupowanych terytoriów, jest sprzeczne z „ustalonymi ramami” rozwiązania konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Ten konsensus jest poprawny, ale nie w sposób, w jaki być może jest rozumiany; samo prawo międzynarodowe zakłada zupełnie inne ramy niż te, które przywódcy polityczni uznali za drogę naprzód. Prawdziwa krytyka dotyczy zatem ram – nie prawa międzynarodowego i MTS.
Mając to na uwadze, co to oznacza dla USA? Choć może kusić, by uznać to za odizolowaną, odgrodzoną część amerykańskiej polityki zagranicznej, świat nie będzie tego tak postrzegał. Jeden intrygujący komentarz w tej sprawie pochodził od jednego z najbardziej znanych konserwatywnych polityków tego pokolenia w Wielkiej Brytanii, być może najbardziej oddanego sojusznika USA.
„Poza zwyczajowym słownym potępieniem Zachód przymykał oczy na te naruszenia [of international law]. Daliśmy jasno do zrozumienia naszą apatią, że Izrael jest wyjątkiem od reguł. My na Zachodzie jesteśmy teraz niebezpiecznie wystawieni na widok publiczny przez tę apatię”, powiedział Nicholas Soames, konserwatywny członek Izby Lordów i wnuk byłego premiera Winstona Churchilla, podczas debaty 25 lipca.
„We wrześniu 2022 r. niezależna komisja ONZ stwierdziła w swoim raporcie dla Zgromadzenia Ogólnego ONZ, że izraelska okupacja terytorium palestyńskiego „była niezgodna z prawem międzynarodowym ze względu na jej trwałość i działania podejmowane przez Izrael w celu aneksji części ziemi de facto i de jure”. Komisja stwierdziła, że stała okupacja i aneksja przez Izrael nie mogą pozostać bez rozwiązania, a Zgromadzenie Ogólne zwróciło się do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości o wydanie opinii doradczej. Ta opinia w końcu nadeszła w piątek. Stwierdzono w niej, że okupacja terytorium palestyńskiego jest niezgodna z prawem międzynarodowym. Orzeczenie to zostało przyjęte jako historyczne, jasne i jednoznaczne, ale jedynie sformalizowało to, co już wiedzieliśmy… Jeśli Zachód ma utrzymać jakąkolwiek władzę lub wiarygodność w podtrzymywaniu porządku opartego na zasadach, od którego wszyscy jesteśmy zależni, rządy prawa muszą obowiązywać wszystkich w równym stopniu”.
Soames odnosił się do postępowania Izraela w świetle prawa międzynarodowego, zarówno w Strefie Gazy, jak i na pozostałych okupowanych terytoriach Wschodniej Jerozolimy i Zachodniego Brzegu. Kwestia, którą poruszył w kontekście wiarygodności Zachodu w podtrzymywaniu porządku opartego na zasadach, jest dość poruszająca; ponieważ to właśnie ten system jest tym, od którego zależą państwa, duże i małe. Jednocześnie jest to porządek, który może rościć sobie prawo do jakiejkolwiek ważności tylko wtedy, gdy rządy prawa będą uznawane za ważne również dla wszystkich. W przeciwnym razie nie są to zasady – są to po prostu arbitralne narzędzia i będą tak postrzegane przez społeczność międzynarodową w szerokim tego słowa znaczeniu. Oznacza to nie tylko, że świat uzna USA za hipokrytów – ale co najważniejsze, że porządek oparty na zasadach nie ma już dla nich żadnego znaczenia. A to miałoby konsekwencje wykraczające daleko poza obecną chwilę.
Niektórzy mogą uważać taki rozwój wydarzeń za nieistotny lub nieistotny, ale byłoby to wyjątkowo krótkowzroczne. Niezależnie od tego, czy w Białym Domu zasiądzie Republikanin czy Demokrata, to i tak USA będą dążyć do zaangażowania się w świat. Pomimo całej brawury i retoryki na temat powrotu do „amerykańskiego izolacjonizmu”, jeśli Trump powróci do Białego Domu, zadziwiające jest, jak bardzo chce być zaangażowany w świat. Jego motto, w końcu, nie brzmi „America Only” – to „America First”. Rzeczywiście, nawet gdyby USA chciały naprawdę wycofać się ze świata, nie byłyby w stanie tego zrobić; międzynarodowe problemy zdrowotne, takie jak COVID, zmiany klimatu i wiele innych kryzysów, nie zwracają uwagi na granice państwowe. Na Bliskim Wschodzie USA pod przywództwem Republikanów nadal byłyby zaangażowane, ale inaczej; tak samo w Afryce, Azji i Europie.
Ale w tym tkwi sedno sprawy; jeśli USA zamierzają nadal angażować się w świat poza swoimi granicami – z konieczności będą musiały budować sojusze i polegać przynajmniej na niektórych instytucjach wielostronnych. Ile kapitału politycznego USA znajdą w potencjalnych partnerach w świecie multilateralizmu i budowania sojuszy, jeśli Waszyngton rzeczywiście będzie postrzegany jako stojący ponad prawem i jego sojusznikami? Jeśli porządek międzynarodowy – taki, jaki jest – zacznie powoli się załamywać z powodu osłabienia międzynarodowych instytucji prawnych; jeśli system wielostronny stanie się coraz bardziej kruchy w wyniku widocznego pękania; jaka jest alternatywa? Powrót do „przetrwania najsilniejszych”, ale w XXI wieku, gdzie technologia może dość szybko sprawić, że niemal każdy kryzys stanie się egzystencjalny?
Jak oświadczył Soames: „Możemy albo odrzucić selektywną ślepotę, uznać i działać zgodnie z rządami prawa, bez strachu lub faworyzowania, jakkolwiek trudne by to nie było. Albo możemy trwać w zdeterminowanej ślepocie. Ale jeśli zrobimy to drugie, musimy wiedzieć, że pozbywamy się ciężko wywalczonego porządku, nie możemy być zaskoczeni, gdy inni światowi aktorzy zastąpią go, i nie możemy być zaskoczeni konsekwencjami, które następują”.
Czy jest to jednak lepsze dla interesów USA i Zachodu?
Poglądy wyrażone w tym artykule są poglądami autora i niekoniecznie odzwierciedlają stanowisko redakcyjne stacji Al Jazeera.